Świątynia Ludu - historia największego masowego samobójstwa na świecie

 W 1955 r. Jim Jones założył kościół o nazwie Świątynia Ludu. To wtedy wszystko się zaczęło. 

grafika: historykon.pl
Jones w błyskawicznym tempie zdobywał wiernych, a w szczytowym momencie liczba jego wyznawców wynosiła ok. 30 tyś. Kościół ten charakteryzował się dość dużym bogactwem, ponieważ jego głównymi wiernymi byli ludzie zamożni. Sam Jim działał charytatywnie, np. wspomagał finansowo sierocińce. 

W latach 70’ w mediach zaczęły pojawiać się osoby, które należały do Świątyni Ludu we wczesnych latach jej działalności. Mówiły one o tym, jak funkcjonuje ta instytucja. Okazało się, że Jim Jones wykorzystywał swoich wiernych finansowo oraz dopuszczał się przemocy fizycznej i psychicznej. Oskarżono go także o molestowanie seksualne, kradzieże oraz zmuszanie do niewolnictwa.

Przez liczne zeznania, które krzywdząco wpłynęły na renomę założyciela kościoła, Jim zdecydował się zbudować osadę w dżungli w Gujanie, którą nazwał Jonestown - od swojego nazwiska. Zebrał tam tysiąc mieszkańców. Miał to być azyl dla wiernych, którzy poczuli się skrzywdzeni przez niszczące zeznania dawnych członków kościoła. Jednak wizja ta została bardzo szybko zburzona - mieszkańcom odebrano paszporty i zmuszono do pracy, a za brak posłuszeństwa czekała ich kara w postaci elektrowstrząsów.

Wierni żyli w izolacji od świata zewnętrznego i nie mieli możliwości skontaktować się z bliskimi, których pozostawili z powodu wyboru zamieszkania w Jonestown. 

Jim był zagorzałym fanem George’a Orwella i dążył do realizacji jego wizji świata, którą pisarz przedstawił w książce pt. Rok 1984. Dlatego można śmiało przypuszczać, że to właśnie z tego powodu Jones był tak rygorystycznym, a nawet można powiedzieć, terrorystycznym władcą. Bo właśnie nim w pewnym sensie się stał, gdy stworzył osadę.

Mieszkańcy tej osady wierzyli, że cały świat, a przede wszystkim Stany Zjednoczone wypowiedziały im wojnę i chcą zniszczyć ich azyl. Właśnie to myślenie zainteresowało rząd do przykucia uwagi i zainteresowania się sytuacją panującą w miasteczku. W 1978 r. amerykański kongresmen Leo Ryan zdecydował się wraz z dziennikarzami na odwiedzenie Jonestown, w celu wybadania terenu. Jednak na nieszczęście mieszkańców osady, nic nie zapowiadało tragedii, do której miało niedługo dojść.

W trakcie tej wizyty jeden z wiernych przekazał Ryanowi małą kartkę, na której znajdowała się prośba o pomoc w ucieczce z miasteczka. Kongresmen powiedział, że jeśli są osoby, które chciałyby opuścić osadę, powinny mieć taką możliwość. Taką chęć wykazało zaledwie kilkanaście osób, jednak już ten sam fakt nie spodobał się Jonesowi. Podczas gdy Leo Ryan wsiadał do samolotu doszło do strzelaniny, w której zginął. 

Po tym wydarzeniu Jim Jones zebrał wszystkich swoich wiernych i wygłosił ostatnie kazanie, po którym uzbrojonym członkom sekty nakazał otoczenie pozostałych. Każda osoba miała spożyć cyjanek - popełniając w ten sposób samobójstwo. Jeśli ktoś się sprzeciwił, zostawał zastrzelony. Najpierw w kolejce ustawiły się dzieci. Gdy któreś z nich nie chciało wypić trucizny, jego rodzice wlewali mu je do ust na siłę. W przeciągu całej nocy zginęło ponad 900 osób. Ich ciała były widoczne z samolotu, a sam przywódca sekty został znaleziony z raną postrzałową w głowie. Potwierdzono, że zbiorowe samobójstwo był przygotowywane od dawna, jednak spotkanie z amerykańskim kongresmenem było zapalnikiem tej masakry.

GK

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.