Szmonces, zapomniany gatunek komediowy

Czym jest szmonces?

Szmonces według Jewish Historical Institute- "(jid., nonsens, dowcip, kawał) – kawał, dowcip żydowski, monolog, dialog, piosenka itp. na tematy żydowskie, czerpiący wzorce z żyd. humoru bądź oparty na nich gatunek twórczości literacko-kabaretowej".


  
Konrad Tom z Mirą Zimińską na Balu mody- 1937 r.
źródło: NAC
Niektórym szmoncesy mogą kojarzyć się z antysemityzmem i rzeczywiście, bardziej konserwatywnej części przedwojennego społeczeństwa wprowadzenie żydowskiego humoru do teatrów mogło się nie podobać, jako rzekomy "zamach" na polską kulturę, jednak reszta społeczeństwa do szmoncesu podchodziła zupełnie pozytywnie i nie było w tym ani krzty antysemityzmu. 

Ale skąd właściwie wziął się w polskim teatrze humor żydowski? Jako twórce tego gatunku uznaje się Józefa "Pikusia" Ursteina(ur. 1884 w Warszawie, zm. 7 października 1923 tamże), który prawdopodobnie zainspirował się jednym z przedstawiań zobaczonych podczas swojego przymusowego pobytu we Wiedniu w latach w 1914-1917. Jego popisowym numerem były odgrywane na scenie telefony Pikusia do narzeczonej Mici Titipulki. Na tej fali zaczęli tworzyć również inni twórcy, m.in. niepowtarzalny Konrad Tom, który był głównym twórcą tego gatunku i który to napisał "szmonces programowy", spopularyzowany po wojnie przez Kabaret Dudek, "Sęk", napisany pierwotnie dla Kazimierza Krukowskiego i Ludwika Lawińskiego- wspaniałych aktorów przedwojennych scen kabaretowych i rewiowych. Pisał w tym gatunku również Julian Tuwim, czy wspominany w poprzednich artykułach Marian Hemar i Wiktor Budzyński.

Bystra komedia

Kazimierz Krukowski z Marią Gorczyńską w filmie-
"Co mój mąż robi w nocy" 
Rafał Żebrowski dla JHI pisze tak: "W istocie sz. wymaga od swego twórcy wiele subtelności, gdyż autor porusza się w nim na granicy kiczu, złego smaku, i grozi mu popadnięcie w antysemickie schematy. Natomiast odwołanie się do najlepszych wzorców humoru żydowskiego z jego łagodną autoironią, zabarwioną specyficzną „filozofią”, bywało bardzo płodne w sztuce estradowej. "
  
I rzeczywiście, łatwo było o towarzyskie faux pas, dlatego też nie każdy mógł się zabierać za szmonces i każdy kto chciał je pisać musiał być świadomy, że pracuje na bardzo wrażliwym terenie. 
Przykładowa gra słów w szmoncesie "Wiwat Kusociński" Juliana Tuwima:

Rapaport: Co pan coś czyta panie Goldberg?
Goldberg: Ach, panie Rapaport kochany, żeś pan tego nie widział?
Rapaport: Kogo?
Goldberg: Angeles!
Rapaport: Z których Angelesów?
Goldberg: Los!
Rapaport: Co?
Goldberg: Los Angeles i olimpiadę, żeś pan tam nie był panie, to jest zbrodnia.
Rapaport: Niby jak ja tam mogłem być? A gdzie pan byłeś latem?
Goldberg: Ja? Nigdzie. Żona była na Prypeci z dziećmi i z kajakiem.
Rapaport: Który to kajak?
Goldberg: Łódź.
Rapaport: W Łodzi? Kajak w Łodzi? Nie znam.
Goldberg: Oj, kajak, łódź, znaczy łódka na jedną osobę, że się samemu wiosłuje.
Rapaport: Oj, wisz pan, co oni teraz wyrabiają z tymi sportami to jest aż dziwne.
Goldberg: Kto „oni”?
Rapaport: Goje! Ja teraz trochę czytałem, wie pan, ten Kusicielski...

Goldberg: Kusociański! 

Jubileusz pracy artystycznej Ludwika Lawińskiego w marcu 1935
Właściwie sama śmietanka warszawskiej bohemy, od lewej:
E.Minowicz, K.Tom, L.Sempoliński, Z.Wiehler, J.Śliwicki, M.Rentgen,
I.Sym, H.Ordonówna, T.Frenkiel, L.Lawiński, C.Skonieczny, A.Dymsza,
Józef Urstein(?), T.Olsza, W.Łuczaj i K.Krukowski
























Tu z kolei przykład właśnie takiej 
autoironii w szmoncesie Mariana Hemara "Etiuda pożyczkowa" 

-Nie poznajesz mnie Goldberg?
-Czy okazałem, że nie poznaję? Poznaję, po brak pukania do drzwi poznałem, że Rapaport.
-Oj, przepraszam cię bardzo. Wiesz, mam tyle kłopoty. Zupełnie zapomniałem zastukać.
-Zapewne przychodzisz zapytać co słychać. Proszę cię, siadaj.
-Dziękuję, już siedzę właśnie.
-Nie szkodzi. Otóż stare dzieje- kryzys jest. Domyślam się, że przychodzisz mi zwrócić te trzysta złotych, pożyczonych miesiąc temu na słowo honoru, na tydzień.
-Wprost z ust mi wyjąłeś, tylko daj mi się wyszczególnić.
-Więc masz pieniądze czy nie?
-Nie. Nie, przeciwnie. Ja przyszedłem cię właśnie prosić, bo ty rozumiesz - do kogo ja mam przyjść?

Myśląc nad fenomenem szmoncesu, warto przypomnieć opinię teatrologa Andrzeja Wróblewskiego: "Dyskusja na tematy żydowskie w teatrze międzywojennym toczyła się na scenach takich jak Qui Pro Quo. Parę doskonałych dyskutantów stanowili w tym teatrze Kazimierz Krukowski, który realizował na scenie stereotyp Żyda, i znakomity komik Adolf Dymsza, który wcielał się w postać goja. To był kabaret, zgoda, ale wywoływał on rezonans większy niż działania na scenie serio. To właśnie kabaret pozwalał na załatwianie pewnych spraw doraźnie, natychmiast".

Powrót szmoncesu

Kazimierz Krukowski i Adolf Dymsza
w filmie "Ułani, ułani chłopcy malowani"
źródło: NAC
Jak w przypadku wielu rzeczy, koniec szmoncesu przypada z oczywistych względów na początek 2 wś.  
Jako, że szmonces był ściśle związany z Polską i tu się narodził, gdy w powojennej Polsce zabrakło ożywczego dla niego kontekstu kultury żydowskiej, a główni twórcy(za wyjątkiem Tuwima) żyli na obczyźnie, nie było możliwości by szmonces z powrotem odżył, a szkoda. Przez wiele powojennych lat szmonces pojawiał się na deskach scenicznych bardzo rzadko, dopiero za sprawą Edwarda Dziewońskiego i jego Kabaretu Dudek w latach 60 szmonces wrócił na scenę i to w dodatku z wielkim przytupem. 
Ogólny sukces Kabaretu Dudek na pewno składał się z wielu czynników, pewnego powiewu świeżości, dobrej gry aktorskiej, ale co warto też wspomnieć, z boomu na międzywojnie w latach 60 w Polsce. W tym czasie cały czas żyło wiele, wiele osób które międzywojnie pamiętało, a nieprzyjemna sytuacja polityczno-gospodarczo-społeczna spowodowała, że ludzie coraz chętniej wspominali(oczywiście jak to w przypadku wspomnień) samymi superlatywami, jak to dawniej było. W telewizji zaczęto w każdą niedzielę transmitować przedwojenne filmy i pojawił się właśnie Kabaret Dudek. 
Sama siedziba kabaretu była bardzo historyczna, bo już przed pierwszą wojną światową w stojącym tam niegdyś budynku działały kabarety, m.in. tak znane jak teatrzyk Perskie Oko czy Teatr Ćwiklińskiej i Fertnera. Prócz tego stylistycznie bardzo nawiązywał do przedwojennych teatrzyków w których tak samo królowała piosenka, skecze, monologi, poezja i szmonces właśnie. 
Dziś szmonces znów jest gatunkiem właściwie umarłym, wiem, że Marian Opania zaczął jakiś czas temu na swoich występach przedstawiać co bardziej znane szmoncesy, jednak z racji swojego wieku, powiem szczerze, nie robi tego najlepiej. Wierzę jednak, że kiedyś(mam nadzieję, że za mojego życia), za sprawą jakiegoś genialnego umysłu, z odrobiną chęci i młodymi ludźmi z pasją w Warszawie, w Krakowie, a może nawet i w Gdyni powstanie teatr nawiązujący do tych dawnych, przedwojennych wzorców.   

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.