Aleksander Żabczyński- rozśpiewany amant

Pisano o nim tak: "Jest największym amantem filmu polskiego z prawdziwego zdarzenia, który wygląda i gra prawdziwie po europejsku"


A.Żabczyński w filmie "Śluby ułańskie"
źródło: NAC

Aleksander Żabczyński (ur24 lipca 1900 r. w Warszawie, zm. 31 maja 1958 r. tamże) 

Był synem Zofii Florentyny Ostrowskiej i Aleksandra Daniela Żabczyńskiego, oficera armii rosyjskiej, a później generała dywizji Wojska Polskiego. Wpływ ojca na życie Aleksandra jest niewątpliwy, wszakże 
30 lipca 1920 r. tuż po zakończeniu gimnazjum wstąpił do Szkoły Podchorążych w Poznaniu., dzięki czemu w 1923 roku został oficerem rezerwy dywizjonu artylerii zenitowej w Warszawie. W międzyczasie, za namową rodziców poszedł na studia prawnicze na UW, oraz już z własnej woli rozpoczął naukę gry aktorskiej w warszawskiej szkole gry sceniczno-filmowej Niny Niowilli.  

Jednak mimo, że studia prawnicze na pewno nie były marzeniem Aleksandra, dzięki nim zaczął się angażować w pracę kółka teatralnego, co w efekcie spowodowało, że skierowano go do "Reduty"- eksperymentalnego teatru założonego przez wielkiego Juliusza Osterwę i Mieczysława Limanowskiego. Tam poznał swoją przyszłą żonę - Marię Zielenkiewicz. Debiutował w tejże Reducie w dniu wigilii roku 1924. Zagrał wtedy 2 role w "Pastorałce" Leona Schillera- Archanioła Gabriela i Chleburada. Tak po latach Żabczyński wspominał swoje pierwsze kroki w teatrze: „Każde przedstawienie teatralne było dla mnie objawieniem. Aktorów uważałem za ludzi z innej planety i kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z nimi, doprawdy nie wiedziałem, co mam mówić" 

W 1927 r. po powrocie do Warszawy z krótkiego epizodu grania na deskach Lwowa, zaczął angażować się w granie w warszawskich teatrzykach rewiowych m.in w "Perskim Oku", "Morskim Oku" czy "Cyruliku Warszawskim". Rewia to było miejsce idealne dla Żabczyńskiego, spełniał wszystkie wymogi idealnego artysty rewiowego, jak pisano - "Błyskała nie tylko jego uroda i hollywoodzki uśmiech, lecz także melodyjny, doskonały głos", dlatego też do początku wojny grywał głównie w rewiach, od czasu do czasu w filmie, a rzadziej w teatrach dramatycznych.  

Darek na wielkim ekranie

Zaraz... jaki Darek? 
Jadwiga Smosarska z Aleksander Żabczyńskim w filmie "Jadzia"
źródło: NAC
Otóż, żeby się nie mylić w tym rodzinnym nazywaniu męskich członków rodziny. Dziadek Nazywał się Aleksander Mikołaj, ojciec był Aleksander Daniel, a nasz bohater, mało kto zdaje sobie z tego sprawę - Aleksander Bożydar. Z tego też powodu znajomi i przyjaciele, prócz tego, że mówili na niego "Żaba", mówili na niego "Darek" ze względu na drugi człon imienia Bożydar.

Żabczyński zadebiutował w filmie Henryka Szaro "Czerwony błazen" w roku 1926.  

Szczyt popularności Żabczyńskiego na wielkim ekranie przypada na okres kina dźwiękowego. Po raz pierwszy z dźwiękiem pojawia się filmie "Dzieje Grzechu" z 1933 r. reżyserowanego znów przez Henryka Szaro, ewidentnie "miał nosa". 

W okresie 1933-1939 r. zagrał w 20 filmach. Zazwyczaj grał arystokratów bawidamków, nietraktujących życia zbyt poważnie. Takie to już były ówczesne realia kina, że choć aktorzy grali różne role w różnych filmach, w praktyce zazwyczaj odgrywali postacie bardzo do siebie podobne. Takich nietypowości zresztą było o wiele więcej, ale nie o tym tutaj. 

Sądzę jednak, że Aleksandrowi jakoś nieszczególnie przeszkadzała taka mała różnorodność w jego repertuaże. Choć bardzo kochał swoją żonę, sam mówił w ten sposób- "Ja kocham kochać. I dlatego w przeciwieństwie do wielu innych mężczyzn lubię flirt. Często to bywa tylko wstęp do miłości. Ale jeżeli pozostaje tylko wyłącznie wstępem, bez dalszego ciągu, to tym lepiej. We flircie poznaje się prawdziwie finezyjną kobietę, zakochać się może każda kobieta, ale flirtować umiejętnie potrafią tylko nieliczne. A ja chętnie je odnajduję."

Zasłynął najbardziej z takich ról jak: Julian Dalewicz w filmie "Będzie lepiej" z 1936 r., Fred w filmie "Ada, to nie wypada" z tego samego roku, Stefan Frankiewicz w "Zapomnianej melodii" z 1938 r., czy wreszcie z roli Jana Okszy w filmie "Jadzia" z 1936 r. 

Mimo tego, że grał najczęściej role komediowe i z nich najbardziej słynął, kilkukrotnie zabłysnął również rolami dramatycznymi. W 1939 r. dwukrotnie zagrał postacie dramatyczne, najpierw Zygmunta w filmie "Biały murzyn, a następnie Goga w "Trzech sercach". Może to świadczyć o tym, że Żabczyński jako już prawie 40-latek dojrzał artystycznie na tyle, że chciał powoli zmieniać swój image bon vivanta, na coś bardziej ambitnego, jednak niestety jak wielu wojna mu to przerwała.  
   

Żołnierz Żabczyński

Aleksander Żabczyński w parku
źródło: NAC

Z powodu coraz większego widma wojny nad Polską, rząd z wielkim opóźnieniem wprowadza pod koniec sierpnia 1939 r. mobilizację powszechną. Aleksander, mimo że koniec końców postawił na życie aktora, jako człowiek honorowy "nie zapomniał", że na początku lat 20 złożył przysięgę wojskową, dlatego w wolnym czasie jeździł na manewry i uczęszczał na różne kursy wojskowe. Kiedy nadeszła godzina próby, było jasne, że Aleksander stawi się do służby (choć prawdopodobnie jako aktor takiej klasy mógłby się z tego jakoś wykręcić, oczywiście, gdyby tylko chciał). 

Jako porucznik rezerwy artylerii, zostaje skierowany do 11. Dywizjonu Motorowej Artylerii Przeciwlotniczej, przydzielonej do OPL Warszawy w funkcji adiutanta dowódcy dywizjonu, majora Olgierda Jerzego Eminowicza. Do 5 września dywizjon bierze udział w obronie stolicy, 6 września ewakuowany do Lublina, tam w dniach 9-10 września zwalcza lotnictwo niemieckie, dalej porusza się coraz bardziej na wschód. Do 14 września uczestniczy w obronie Łucka, 17-18 września broni Stanisławowa, 19 września przekracza granicę węgierską na Przełęczy Tatarskiej. Zestrzelił około 25 samolotów niemieckich. Na miejscu dywizjon został internowany. Części żołnierzy, w tym również Aleksandrowi udało się zbiec do Francji w której dołączali do nowo powstałej Armii Polskiej we Francji. 

Po klęsce kampanii francuskiej, 18 czerwca 1940 r. Żabczyński zostaje ewakuowany do Wielkie Brytanii. Już jako kapitan II Korpusu bierze czynny udział w kampanii włoskiej, walczy pod Monte Cassino gdzie zostaje ranny. Po wojnie trafia do Austrii w której od 1946 r. pracuje w PCK w Salzburgu. Później wraz z resztą II Korpusu znów trafia do Wielkiej Brytanii w której w 1947 r. zostaje zdemobilizowany i powraca do kraju.
Aleksander Żabczyński w sztuce "Juliusz i Ethel", 9 maja 1954 r.
Fot. Myszkowski Franciszek.
źródło: encyklopedia teatru, instytut teatralny

Dojrzała Żaba

"Wyjechał czarny, a wrócił siwiusieńki" - tak po latach wspominała powrót Żabczyńskiego do kraju jego żona. Na początku swojego pobytu w "nowej Polsce", wraz ze swoją przedwojenną partnerką sceniczną, Tolą Mankiewiczówną jeździli z koncertami muzycznymi po kraju, śpiewali przedwojenne szlagiery, lecz teraz zamiast koszy kwiatów, dostawali jedynie szklankę gorącej herbaty.

Jeśli chodzi o film, ciężko powiedzieć czy Żabczyński dostawał jakieś propozycje, natomiast jedno jest pewne, w żadnym filmie nie zagrał. Problem był w tym, że zarówno nowej władzy jego dawny wizerunek się nie podobał i nie widział z tym co jest teraz, ale i Żabczyńskiemu zapewne nie widziało się granie robotników i prostych ludzi. 

On sam powiedział pewnego razu tak "Dlaczego? Ja tyle filmów nakręciłem. Dlaczego ja już nie mogę? Ubrali mnie dziś do próbnych zdjęć w jakiś przykrótki frak. Wyglądałem jak pajac.. Przeprosili mnie, powiedzieli, że to już jest inna rzeczywistość.".  

Żabczyński był rozpracowywany przez UB, jemu ta nowa rzeczywistość zupełnie nie pasowała, nie wiódł już takiego wygodnego życia, stracił swój prestiż, w dodatku był narażony na represje ze względu na swoje pochodzenie, również z tego powodu, że walczył u boku Andersa, a nawet ze względu na to co reprezentował sobą przed wojną. Nowej władzy nie były takie osoby potrzebne. 

Kazimierz Pawłowski w czasie jednego z objazdowych występów Żabczyńskiego, zapowiedział go tymi słowami- "Aleksander Żabczyński, który nie wystąpił w "Jasnych Łanach". Pokazuje to jasno stosunek Aleksandra do nowej rzeczywistości i tego co polska kinematografia zaczynała prezentować, on nie chciał brać w tym udziału. 

Żabczyński pogodzony z tym, że nie ma już i nie będzie wspaniałego Darka, a prócz tego nie ma już dla niego miejsca w kinie, próbuje swoich sił w poważnym repertuaże. W 1947 r. gościnnie występuje w warszawskim Teatrze Małym i odnosi sukces, jego rola zostaje nagrodzona na festiwalu Szekspirowskim. Od 1949 r. aż do swojej śmierci był aktorem Teatru Polskiego i Teatru Kameralnego. Jego największą rolą był Stanisław August Poniatowski a sztuce Brandstaettera "Król i Aktor", ale zupełnie udaną była też choćby rola Kaleba w sztuce Fryderyka Schillera "Intryga i miłość". Choć grywał już głównie tylko role dramatyczne, występował i w rolach komediowych, np. w "Sprytnej Wdówce", czy "Szlance wody". 
Aleksander Żabczyński i Tamara Wiszniewska
w filmie "Biały Murzyn"

Człowiek u kresu drogi

Był bardzo wszechstronnym i utalentowanym aktorem, ale mimo tego, niestety życie aktorów w tamtym ustroju nie należało do najprostszych. Tak się składa, że Żabczyński prócz wszystkich swoich pozostałych talentów, posiadał również talent do prac ręcznych. Okazało się to bardzo przydatne w jego nowej rzeczywistości, bo prócz tego, że dzięki temu nie musiał wydawać pieniędzy na prezenty dla znajomych i przyjaciół (pieniędzy których notabene zbytnio i tak nie posiadał), mógł również na tym dorabiać. 

Aleksander w przerwach podczas prób lub podczas oczekiwania na wejście na scenę, rzeźbił piękne małe ptaszki, mówił- "Wie pan, jak daje to do Cepeli, to one mi prawie przynoszę tyle przychodu ile moja pensja w teatrze, niech pan sobie wyobrazi". O jego fatalnej sytuacji materialnej mogą świadczyć też dokumenty z teatru, jest w nich napisane, że rodzina Żabczyńskim żyła w jednopokojowym mieszkaniu o powierzchni 12m2!


Pewnego razu, już pod koniec życia Aleksandra, po odwilży październikowej w PKiN organizowano koncert pieśni wojskowych pt. "Serce w plecaku". Prócz pieśni 1 i 2 Armii WP, po raz pierwszy chciano publicznie zaprezentować pieśni Armii Andersa, w tym "Czerwone maki na Monte Cassino", poproszono więc Żabczyńskiego by przyszedł i zaśpiewał, on naturalnie zgodził się. Na próbie generalnej miała miejsce taka sytuacja-
"Dyrektor Rachoń spytał się-"Możemy zaczynać Panie Aleksandrze?" 
On kiwnął głową, zaczyna się wstęp muzyczny. Aleksander stoi, lekko spuszczona głowa, kończy się wstęp. Są pierwsze nuty canta, ale Aleksander nawet nie drgnął.
Pan dyrektor zatrzymał orkiestrę,- "Nic się nie stało Panie Aleksandrze. Proszę uprzejmie, zaczynami drugi raz". Rachoń gestem batuty daje znak do rozpoczęcia gry. Wstęp. Kończy się wstęp. Pan Aleksander stoi ze spuszczoną głową. Cisza. Wszyscy zamilkli. Podniósł głowę i wtedy jego szaroniebieskie oczy zaszkliły się, zabłyszczały się w tych reflektorach i bardzo niedużym głosem, powiedział-"Przepraszam, nie mogę. Nie mogę tego zaśpiewać. Ja ich wszystkich widzę. To byli moi towarzysze broni, moi koledzy, moi przyjaciele, widzę ich! Widzę zakrwawionych. Słyszę ich wołania o pomoc. Wybaczcie. Przepraszam." 
I zszedł ze sceny." 

Zmarł nagle na atak serca 31 maja 1958 r.         

Jak zwykle dla zainteresowanych:
Uzupełnienie wiedzy, świetny dokument poruszający wiele mało znanych faktów, na które w tym artykule zabrakło już miejsca:
https://www.youtube.com/watch?v=ayteRongn0o
3 częściowa opowieść Jerzego Janickiego o Aleksandrze na łamach programu "W Iluzjonie"
https://www.youtube.com/watch?v=Ql6IzzrfxZ0 cz.1
https://www.youtube.com/watch?v=rBfrjL4_3qI&t=602s cz.2
https://www.youtube.com/watch?v=t9qNjwEjYG4 cz.3 










Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.